Spośród miliona nowych codziennych maili, jeden utknął mi na dobre, posłuchajcie:
"Jestem wdzięczny:
za żonę,
która mówi, że dziś do jedzenia będą tylko hot-dogi,
ponieważ jest w domu ze mną,
a nie z kimś innym poza domem.
za męża,
który wrasta w kanapę
ponieważ jest ze mną w domu
a nie włóczy się po knajpach.
za nastolatkę,
która narzeka na zmywanie naczyń,
bo to oznacza, że jest w domu,
a nie na ulicy.
za podatki które płacę,
bo to oznacza
że mam prace.
za bałagan do posprzątania po przyjęciu,
bo to oznacza,
że otaczają mnie przyjeciele.
za trochę za bardzo dopasowane ciuchy
bo to oznacza
że mam co jeść.
za cień który obserwuje mnie przy pracy,
bo to znacza, że jestem na zewnątrz w Słońcu
że trawnik do przystrzyżenia,
okna do umycia,
i rynne do naprawy
bo to oznacza że mam dom.
za całe narzekanie
które słyszę na temat rządu
bo to oznacza,
że mamy wolność słowa.
za miejsce parkingowe
znalezione na końcu parkingu,
bo to oznacza że mogę chodzić
i mam środek transportu.
za mój ogromny rachunek za ogrzewanie
bo to oznacza, że mam ciepło.
za kobiete za moimi plecami w kościele
która mocno fałszuje,
bo to oznacza że mam słuch.
za stos prania i prasowania,
bo to oznacza
że mam ubrania do noszenia.
za znużenie i bolące mięśnie
na koniec dnia
bo to onacza że byłem zdolny
do ciężkiej pracy.
za wydzierający się budzik
o wczesnych godzinach porannych
bo to oznacza, że żyję.
I w końcu, za zbyt wiele wiadomości e-mail
bo to oznacza, że mam przyjaciół,
którzy o mnie myślą...
Po tym... zmieniłam nastawienie do odbieranych maili.
Jak dobrze że są tacy ludzie....